Aktualności

Słowo Sportowe: Wywiad z Witoldem Kuleszą 21 gru

Słowo Sportowe: Wywiad z Witoldem Kuleszą

21 gru 2018 11:36

O Zagłębiu Lubin, reprezentacji Polski i przyszłości rodzimej piłki ręcznej – zapraszamy do lektury wywiadu z prezesem MKS Zagłębie Lubin, Witoldem Kuleszą. Wywiad ukazał się na łamach Słowa Sportowego, a ze sternikiem naszego Klubu rozmawiał redaktor Damian Orłowicz.

Kobiety

To była jesień Zagłębia Lubin?

– Jeżeli rozmawiamy tylko o zespole prowadzonym przez Bożenę Karkut, to zdecydowanie tak. Zaliczyliśmy wprawdzie jedną wpadkę, ale trzeba przyznać, że z nie najgorszym rywalem – KPR-em Gminy Kobierzyce. Ta drużyna robi stały postęp, jeśli chodzi o poziom sportowy. Metraco Zagłębie Lubin jest liderem PGNiG Superligi Kobiet, który ma przewagę czterech punktów nad MKS-em Perła Lublin i dwa oczka więcej od Energa AZS-u Koszalin. Mam nadzieję, że utrzymamy taką formę również w drugiej rundzie i meczach decydujących o mistrzostwie Polski.

Zapytam o wspomniany chwilę wcześniej KPR Gminy Kobierzyce. Czy rosnąca siła drugiego zespołu z Dolnego Śląska może przynieść obu klubom korzyści sportowe i marketingowe poprzez zwiększoną rywalizację między wami?

– Oczywiście. Cieszę się, że klub z Kobierzyc idzie do przodu. Chciałbym, żeby więcej zespołów, również KPR Jelenia Góra, czyniło stałe postępy. To będzie świadczyło o wysokim poziomie PGNiG Superligi Kobiet. Tymczasem dzisiaj zaczynają się dyskusje czy liga powinna być dalej 12-zespołowa, a może lepszym rozwiązaniem będzie zmniejszenie liczby grających w niej drużyn.

A jakie jest Pana zdanie w tej kwestii?

– Myślę, że PGNiG Superliga Kobiet nie powinna liczyć tylu drużyn. Kibice chętniej przychodzą na mecze z takimi zespołami jak KPR Gminy Kobierzyce, Energa AZS Koszalin czy przede wszystkim MKS Perła Lublin. Częstsze spotkania z nimi będą wyzwalać nie tylko większe emocje, ale będzie również rosnąć jakość sportowa rozgrywek. Dodam również drugi argument – najwyższa pora podnieść poziom organizacyjno-finansowy klubów grających w PGNiG Superlidze Kobiet. Znalezienie się w gronie najlepszych zespołów w Polsce powinno być nagrodą dla tych, którzy są w stanie spełnić takie warunki.

Czy to może być ten oczekiwany sezon Metraco Zagłębia Lubin?

– Musi Pan zauważyć, że od zespołu Bożeny Karkut rokrocznie wymaga się sukcesów, a my od wielu lat ciągle jesteśmy w czołówce. Nie można powiedzieć, że ten rok był dobry, natomiast inny zły.

Czyli wobec tego osiągnięcia zespołu w ostatnich latach w pełni odpowiadają oczekiwaniom władz klubu?

– Zdecydowanie tak. Dziennikarze pytają mnie często przed sezonem o co walczy Metraco Zagłębie Lubin – odpowiadam, że naszym celem jest mistrzostwo Polski. Innej odpowiedzi ode mnie Pan nie usłyszy. Wiem, że gdy Zagłębie zdobywa srebrne medale, to rozdziela się szaty z tego powodu. Uważam, że niepotrzebnie. Można przywołać tutaj bardzo dużo nazwisk zawodniczek i zawodników, którzy grają wybitnie przez wiele sezonów, a zdobywają niewiele tytułów. Przykładem może być tutaj jedna z najlepszych piłkarek ręcznych w historii reprezentacji Polski – Kinga Grzyb. Proszę zwrócić uwagę, że ma ona tylko kilka medali w swoim dorobku. Apeluję, żeby szanować każdy sukces. Faworyci czasem również przegrywają. Dwa lata temu MKS Perła Lublin zajął czwarte miejsce w PGNiG Superlidze Kobiet, a jego potencjał sportowy i finansowy kreował go na zdecydowanego mistrza Polski.

Wydaje się, że jedynym waszym zmartwieniem jest kontuzja Małgorzaty Mączki. Czy wobec jej dłuższej absencji klub będzie szukał jakiejś alternatywy?

– Nie ma obecnie zawodniczki w Polsce, która mogłaby ewentualnie zastąpić Gosię Mączkę. To jest bardzo duże osłabienie drużyny. Nie chciałbym mówić, że to zmniejsza nasze szansę na mistrzostwo Polski. Wierzę, że drużyna jest w stanie sobie poradzić bez niej.

Wspomniał Pan chwilę wcześniej o Kindze Grzyb. Nie szkoda, że kończy ona swoją przygodę z reprezentacją Polski?

– Oczywiście, że tak. To wybitna zawodniczka i profesjonalistka w każdym calu. Żałuję, że tak późno trafiła do Metraco Zagłębia Lubin. Kinga jest mądrą osobą, więc jej decyzja była przemyślana. Z całą pewnością wzięła pod uwagę takie czynniki jak długoletni staż, zdrowie czy rodzinę, którą bardzo kocha. Czasem przychodzi taki czas, że trzeba się pożegnać. Mam tylko nadzieję, że będzie jak najdłużej kontynuować swoją karierę sportową w naszym klubie.

Sukces zespołu Bartłomieja Jaszki w meczu z Azotami-Puławy był dla Pana dużym zaskoczeniem?

– Wielkim nie, ale lekkim tak. Dlaczego? Potencjał sportowy i finansowy Azotów-Puławy ma się nijak do naszego. Krążące legendy, że jesteśmy potęgą finansową, to totalna bzdura. Budżet klubu z Puław jest większy niż obu naszych sekcji – kobiecej i męskiej razem wziętych. Od dwóch lat zdecydowaliśmy się stawiać na młodych zawodników i liczymy, że doczekamy się kiedyś sukcesu godnego klubu ze średnim lub małym budżetem. Mam nadzieję, że Bartłomiej Jaszka jest na drodze, żeby zbudować zespół, który będzie w stanie pokonywać drużyny o większych możliwościach finansowych i posiadających zawodników o bardziej znanych nazwiskach. Tymczasem naszej drużynie należą się ogromne gratulacje za wygraną w meczu z brązowym medalistą ubiegłorocznych rozgrywek.

W jakim miejscu kończy się ta droga, którą obecnie kroczy zespół Zagłębia Lubin w PGNiG Superlidze Mężczyzn?

– Jestem realistą. PGE VIVE Kielce jest poza zasięgiem – nie tylko ze względu na potencjał organizacyjny, ale również poziom sportowy. Orlen Wisła Płock miewa czasem słabsze momenty i może uda nam się kiedyś ugrać coś w meczu z tą drużyną, jeśli nie dokona ona wielkich wzmocnień. Tydzień temu graliśmy mecz w Zabrzu, przegraliśmy nieznacznie z wiceliderem PGNiG Superligi Mężczyzn. Jesteśmy na najlepszej drodze, żeby z niewielkim budżetem dokonać takiej selekcji zawodników, by poprzez treningi w naszym klubie mogli oni stale podnosić swój poziom sportowy.

Zapytam o dwóch najstarszych zawodników Zagłębia Lubin, nie licząc oczywiście trenera Bartłomieja Jaszki, czyli Michała Stankiewicza i Mikołaja Szymyślika. Czy pozostali oni w zespole, bo ich młodsi koledzy mogą się od nich wiele nauczyć?

– Sama młodzież mogłaby sobie nie poradzić, bo miewa ona wahania formy. Dwa ostatnie mecze dały mocny sygnał, że młodzi zawodnicy uwierzyli w to, że ta droga jest dobra i będzie prowadziła do sukcesu. Wiem i jesteś świadomy, że wtedy będą się po nich zgłaszać lepsze kluby, tak jak w przypadku Arkadiusza Moryty czy Jana Czuwary. Bierzemy to wszystko pod uwagę i rozglądamy się za innymi młodymi zawodnikami. Nie mamy zamiaru ich blokować , ale muszą oni wcześniej dać z siebie wszystko w naszym klubie.

Selekcjoner Jaszka – brzmi dumnie. Powierzenie trenerowi Zagłębia Lubin opieki nad reprezentacją Polski juniorów, to docenienie jego pracy z młodzieżą w waszym klubie?

– Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie co wzięto pod uwagę, bo był to wybór Związku Piłki Ręcznej w Polsce. Ze swojej strony mogę jednak powiedzieć, że Bartek Jaszka to pasjonat, który lubi pracować z młodzieżą.

Były przyjemniejsze tematy, przejdźmy zatem do tych mniej przyjemnych. Czy martwi Pana obecna sytuacja w naszej rodzimej piłce ręcznej?

– Wygląda to trochę w ten sposób, że wszyscy narzekają, a nikt nic nie robi. Powiem tak – jeśli władze Związku Piłki Ręcznej w Polsce nie wezmą się do pracy i nie powstanie liga zawodowa kobiet, to nasza dyscyplina może upaść. Dobrze ktoś się zastanawiał, jak Związek Piłki Ręcznej w Polsce mógł nie wiedzieć o sytuacji Arki Gdynia, skoro wcześniej rozwiązał trzynaście kontraktów z powodu niewypłacalności klubu? Dlatego jestem zwolennikiem, żeby nawet bez sponsora powołać ligę zawodową. Powinniśmy wybrać najbardziej stabilne kluby pod względem finansowym i sportowym, a także zwiększyć liczbę meczów pomiędzy nimi. To spowoduje, że poziom naszej ligi wzrośnie.

Czy u mężczyzn liga zawodowa okazała się pomocna? Czasem odnosiłem wrażenie, że problemy były podobne, a obie ligi dzieliło jedynie ładne opakowanie rozgrywek.

– Nie zgodzę się po części. Bywa Pan na meczach w Lubinie i wie, że każdy mecz, również kobiet, odbywa się w standardzie telewizyjnym. Piłka ręczna nie może być pokazywana w małej sali i przy obecności dwudziestu ludzi. Kluby muszą wydać część swoich pieniędzy na oprawę meczową. Dzisiaj sport musi być, używając Pana stwierdzenia, „ładnie opakowany”.

Kiedyś podczas spotkania z MKS-em Perłą Lublin zarzucano Zagłębiu, że nie zgodziło się transmitować meczu w Internecie.

– Nie doszło do tego, bo uważam, że pokazywanie meczu w takiej formule jest antyreklamą piłki ręcznej. Trzeba spojrzeć jak wygląda to w innych dyscyplinach. Uważam, że piłka ręczna zasługuje na prawdziwą transmisję i nie będę popierał bylejakości. To byłoby wyręczenie ZPRP w poszukiwaniu partnera medialnego. Skoro TVP wykupiła prawa do transmisji i nie chce pokazywać piłki ręcznej, to może powinna zastanowić się nad sprzedażą sublicencji.

Tak jak wygląda to w innych ligach europejskich?

– A nawet w piłkarskiej ekstraklasie, której poziom sportowy jest przecież nie najlepszy. Od tego musimy zacząć, by media chciały to pokazywać, a dziennikarze o tym pisać. Pierwszym krokiem do podniesienia poziomu sportowego powinno być ograniczenie liczby zespołów w PGNiG Superlidze Kobiet. Może brzmi to groźnie, ale jest to jedyne wyjście. Dwa lata temu kluby dyskutowały o piłce ręcznej w Gdańsku z prezesem Kraśnickim i zwyciężyła opcja bylejakości. Powiedziałem wtedy, że schodzimy z piłką ręczną do piwnicy – minęły dwa lata i już tam jesteśmy.

Nic nie uległo poprawie?

– Nic, bo nie robimy postępu pod względem organizacyjnym czy sportowym. Nawet ja zaczynam tracić nadzieję, a my staramy się od wielu lat robić wszystko, by piłka ręczna była ładnie opakowana. Tak trzeba, bo wydarzenie sportowe musi być zarazem pewnego rodzaju widowiskiem. Jeden z delegatów przerywał kiedyś mecz, bo cztery sekundy dłużej puszczona była muzyka. Twierdził, że to zakłóca mecz. Czy zatem dla pana delegata powinna być totalna cisza?

Czy w PGNiG Superlidze Mężczyzn jest tak dobrze jak wygląda cała otoczka rozgrywek?

– Z całą pewnością jest lepiej niż dwa lata temu, a wszystko zmierza w jeszcze lepszym kierunku. Mamy transmisje telewizyjne – to już pierwszy krok do przodu. Kluby mają obowiązki wobec PGNiG Superligi Mężczyzn – standard meczowy czy minimalny budżet. Dzięki temu grają w tej lidze zespoły, które reprezentują ze sobą poziom nie tylko sportowy, ale organizacyjny i finansowy. Jeśli tego samego nie zrobimy w kobiecych rozgrywkach, to stan tej dyscypliny będzie się pogarszał. Wcześniej złą sytuację maskowały występy reprezentacji Polski. Teraz trzeci raz nie wyszliśmy z grupy na dużym turnieju i zaczęła się dyskusja co trzeba zrobić, by było lepiej. A można zacznijmy takie sytuacje wyprzedzać? Jeśli ktoś boi się działać, to niech zrezygnuje ze swoich funkcji.

Czy obie reprezentacje Polski, kobiecą i męską, również czeka „zejście do piwnicy”?

– Nie zgadzam się ze stwierdzeniami, że jest tylko siedem lub osiem dziewczyn, które mogą grać na poziomie reprezentacyjnym. To są bzdury i uzasadnienia tych, którzy ponoszą porażki. Mamy kilka utalentowanych zawodniczek w naszym kraju. Trzeba je wprowadzać do zespołu, a nie tylko powoływać. W męskiej reprezentacji sytuacja wygląda nieco gorzej, ale pojawiają się w naszej lidze nazwiska uzdolnionych zawodników. Musimy zaryzykować i odmłodzić reprezentację Polski. Trzeba powiedzieć prawdę, że czeka nas kilkuletnia budowa reprezentacji i ciężko pracować.

Nie było za mało Metraco Zagłębia Lubin w reprezentacji Polski? Wielokrotny medalista nigdy nie miał zbyt licznej obsady w kadrze.

– Proszę spytać o to trenera Krowickiego. Uważam, że lider PGNiG Superligi Kobiet powinien mieć więcej niż tylko jedną przedstawicielkę w reprezentacji Polski. Gdyby ktoś nie powołał Kingi Grzyb, to przecież okrzyknięto by go samobójcą trenerskim. Dlaczego selekcjoner nie widział większej liczby zawodniczek naszego klubu? Może wpływ na to miało podłoże pozasportowe, ale w tym miejscu postawię kropkę.

Ostatnie pytanie – o przyszłość. Czego się Pan spodziewa na koniec sezonu 2018/2019?

– Chciałbym, żeby zespół prowadzony przez Bożenę Karkut zdobył mistrzostwo Polski. Tego życzę Pani trener. Natomiast jeśli chodzi o męską drużynę, to cel został postawiony – czołowa ósemka. Wczoraj usłyszałem opinię, że to dobry pomysł, by po rundzie zasadniczej wyzerować punkty i bramki drużynom walczącym o utrzymanie w PGNiG Superlidze Mężczyzn. Mam odmienne zdanie w tej kwestii. Dlaczego tego samego nie zrobimy w gronie czołowych ośmiu zespołów? Można przecież ogrywać juniorów, a później ściągnąć czterech klasowych zawodników, którzy wygrają mecze na stojąco. To jest lekko niesprawiedliwe. Chciałbym jednak zakończyć naszą rozmowę pozytywnym akcentem, dlatego z tego miejsca składam jak najlepsze życzenia z okazji świąt Bożego Narodzenia wszystkim sympatykom sportu, a w szczególności piłki ręcznej.